top of page

stan #10| najwyższy, czyli o radości na wysokości

  • Zdjęcie autora: mandrivnyk
    mandrivnyk
  • 18 sie 2019
  • 1 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 22 gru 2021

Po kilku dniach na wysokości 2500-3300 m wysokość powinna przestać robić wrażenie. Na mnie bynajmniej nie przestała. Tym bardziej, że świat z tej perspektywy chwilami jawił się jak… Beskid Niski ;) wszystko przez te szutrowe drogi i długie doliny.


Choć sama końcówka podjazdu strasznie mi się dłużyła. Nawet podjazdem ciężko to nazwać, bo nie dało się tu już jechać, na krótkim odcinku na drodze leżały wielkie kamienie, ciągnęłam więc rower z tobołami i, wierzcie, łatwiej, lepiej się tym jeździ niż ciągnie/pcha pod górę! 500, może 550 m trwało to siłowanie się z drogą, rowerem i kamieniami, ale cieszyłam się, bo w końcu zrobiło się konkretnie – parę zakosów i od razu zdobywaliśmy wysokość. A to zapowiadało rychłą przełęcz, a co tu ukrywać – chciałam już na niej być.


I w końcu się objawiła. Tu, na Tosor Ashuu, na wysokości niemal 4000 m n.p.m. rozległą dolinę nagle dusiły góry, że aż człowiekowi brakowało tchu. Przełęcz objawiła się skalistą surowością, piękną grozą. Niewyobrażalna potęga natury! Wyobraźnia działała na pełnych obrotach.


Po drugiej stronie przełęczy świat szybko ze skalistego znów stawał się przyjaźniejszy, zieleńszy, choć pewnie szybkość była tu dość względna – wszak w dół jechało się szybciej niż w górę. Zaczęliśmy długi zjazd w stronę jeziora Issyk Kul.



Comentarios


Join our mailing list

Thanks for submitting!

  • Black Facebook Icon
  • Black Twitter Icon
  • Black Pinterest Icon
  • Black Flickr Icon
  • Black Instagram Icon

© 2023 by The Mountain Man. Proudly created with Wix.com

bottom of page