top of page
  • Zdjęcie autoramandrivnyk

stan #5 | skupienia, czyli pierwsze spotkanie z górami

Zaktualizowano: 22 gru 2021

Droga przez Suchy Świat. Przywodne oazy zieleni szybko znikały, ale tam, gdzie wybuchała woda, wybuchała i szalona zieloność. Szaleństwo potęgowane surowością dookólnych Gór Suchych. Przy wodzie i zieloności pojawiał się też człowiek. Tu – przyjazny, ciekawy przybyszów, choć raczej nie byliśmy jedynymi rowerzystami w ich światach.


I pewnie nie pierwszymi, których ta okolica zachwyciła. Oczopląsu można było dostać! Góry wyrastały z każdej strony. Przestrzeń doskonała. Dobrze było się zapatrzać w każdą ze stron, nawet w to, co zostawało za plecami, ryzykując wybicie zębów.


Potem domy nagle się kończyły, zostawała sucha, wygrzana słońcem droga. A później na drodze pojawił się wiatr. Było go dużo i był bardzo silny – trzeba było pedałować, by utrzymać równowagę na zjazdach. Trzeba było mocno stawiać opór, bo wiatr targał kołem roweru, jak chciał.


Ten wiatr przyniósł też nowe niebo. Wcześniejszy błękit zmienił się w chmurny granat, widać było, że „tam” już leje. Trzeba było przeczekać, schronić się, a tak chciało mi się jechać! Nie stać, nie czekać, tylko smakować każdy metr-kilometr tej wymarzonej przestrzeni. Gdzieś tam, nie tak znów już daleko, bo około 50 km (co to za odległość, jak tyle świata już za nami??) było jezioro Song-Kul, do którego jechaliśmy, a ja mam siedzieć w miejscu, bo wieje i leje… grrrr. Na uspokojenie zostało wypicie kawy pod balkonem u dwóch kirgiskich chłopców, którzy zapraszali do siebie, żeby niepogodę przeczekać.


Po godzinie z kawą znów można było jechać :) Na Kalmak Ashuu, prawie jak kajmak! a podjazd był rzeczywiście słodki.



Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Artykuły

bottom of page