top of page
  • Zdjęcie autoramandrivnyk

stan #7 | stanow(cz)y, czyli powiało Ameryką

Zaktualizowano: 22 gru 2021

Nieoczekiwany zjazd z Moldo Ashuu przyniósł zmianę otoczenia. Przestrzeń zieleni i okołobieszczadzkiej łagodności zastąpił znów suchy, rozpalony słońcem krajobraz. Suche góry zdradzały autorytarne panowanie słońca. Niebo znów było głęboko błękitne. Nasycone upałem powietrze pachniało słońcem, suchą roślinnością, która w tym bezwodnym krajobrazie jednak żyła i oszałamia zapachami.


Upał miał zapach lata na Krymie. I nawet głowie było lżej, że chwilowo zamiast kolejnych gór i przełęczy ma tu suchą dolinę bezlitośnie suszoną przez słońce. Głowa jechała od przeszłości do tu-i-teraz. Ładnie tam było! Zadziwiająco dobrze mi się tam jechało.


W myślach powiało i od zachodnich krajobrazów – tak właśnie sobie odczuwałam te „stanowe - amerykańskie” drogi – długie, proste, sucho dookoła, groźnie i surowo, jednocześnie pięknie, a na horyzoncie góry. No to mam – amerykański stan!


Droga do Narynia. Długa prawieprosta, otoczona suchą przestrzenią najpierw płaską, pełną kolczastej trawy, a dalej – suchymi górami. Dopiero za rzeką robiło się zielono, ale „za rzeką” zdawało się na tyle daleko, że aż nieprawdopodobne. Łatwiej było uwierzyć, że to omamy zmęczonych upałem oczu.

Od rana przez te drogowe pustynie na horyzoncie gonił nas deszcz. Raz byłam pewna, że już nas złapie ciemnogranatowe niebo, że nie oszczędzi woda, nawet chcieliśmy się schować w kolejnej wiosce gdzieś. Ale wioska okazała się niewioską, a kilkoma barakami robotników drogowych. Jeden z nich siedział w samochodzie, coś gotował. „Nie będzie padać” - powiedział niewzruszony, gdy zagadnęliśmy o ewentualne schronienie. Pojechaliśmy więc dalej. Kirgiz miał rację. Nie padało.

Deszcz spadł dopiero w Naryniu. Ale tam było już się gdzie przed nim schować. Wpadliśmy w hostelową przestrzeń opowieści innych. A było czego słuchać! Apetyt na nowe drogi rósł!




Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Artykuły

bottom of page