Kirgi-stan. Można medytować, by osiągnąć stan nirwany. Można praktykować zen lub inne. Ja natomiast od jakiegoś już czasu wprowadzałam się w kirgi-stan. Stan czasem graniczący z obłędem, przeogromne pragnienie bycia tam, gdzie 90% powierzchni kraju to góry, które można przemierzać rowerem, z miejsca na miejsce, codziennie smakując nową przestrzeń. Świata i siebie.
Kirgi-stan to stan fascynacji, snucia niezliczonych tras palcem po mapie, pochłaniania książek i opowieści cudzych, by w końcu stworzyć swoją własną.
Kirgi-stan to stan zmęczenia podjazdami, upałem, zimnem, ogólnie – drogą, ale tego dobrego, tak lubianego zmęczenia, pełnego zarazem dzikiej satysfakcji, tej radości, co potężną pozytywnością rozsadza duszę.
Bo kirgi-stan to stan spełnionego marzenia o rowerowaniu w Kirigstanie, smak i stan spełnionego marzenia w ogóle :)
Moldo Ashuu (3346 m). To właśnie stąd zdjęcie rozpalało duszę do czerwoności, żeby jak najszybciej pojechać Tam, do Krainy Marzeń. I choć miejsc pięknych, a może i piękniejszych nawet Kirgistan kryje więcej – Moldo Ashuu było moim magnesem.W wersji pierwotnej planów na Moldo Ashuu mieliśmy podjeżdżać, po ich (r)ewolucji – skończyło się zjazdem. Można i trzeba było się z tym i z geografią pomyłek własnych jakoś pogodzić ;) Znad jeziora Song-Kul podjazd był niewielki i przyjemny.
Po drugiej stronie przełęczy świat wyglądał inaczej. Łagodność wzgórz zastąpiły skaliste ściany. Zbocza bujnie porastały świerki. A na przełęczy zrobiło się gwarno, pojawili się inni rowerzyści! Międzynarodowa zorganizowana grupka, która na lekko przemierzała kirgiskie bezdroża.
Comments