top of page
Zdjęcie autoramandrivnyk

IDCH3 112 | nie daj się zabić

Dziś będzie trochę inaczej. Mniej turystycznie, ale motywująco. Do życia przede wszystkim, bo stagnacja zabija. We wszelakich sferach.


Jakby mi ktoś jakiś czas temu powiedział, że wystartuję w triathlonowych zawodach - uśmiechnęłabym się, przemilczała i zapomniała. Jeszcze niedawno nawet pływać nie umiałam. Ale od jakiegoś też czasu coś się w głowie pozmieniało i zachciało się w życiu nowości. Elementy sportowej układanki złożyły się w jedno - szaloną radość z pokonania własnych strachów, naukę nowych umiejętności (która ciągle trwa i pewnie jeszcze długo tak będzie) i niesamowitą satysfakcję.


Nie ma co odkładać życia na później. Bierz pełnymi garściami, bój się, ale pokonuj ten strach. Coś nie idzie? Ponarzekaj, pomarudź, a potem - walcz, w końcu się uda. Wtedy niezastąpieni są znajomi, przyjaciele - czasem jedno ich słowo działa cuda! - i wrogowie też (oni też potrafią zmotywować, choć pewnie sami o tym nie wiedzą ;) ). Rób nowe rzeczy, ucz się ciągle, choćby od skończenia ostatniej szkoły minęły lata świetlne. I nie myśl, że to nie dla ciebie. Jeśli choć raz przemknęło ci przez głowę, że możesz dać radę, że chyba ci się to podoba - próbuj, doświadczaj, działaj! Radości i satysfakcji z osiągnięcia swojego celu nie zabierze ci nikt :) Nie daj się zabić stagnacji! (i trenuj regularnie ;) )


A póki jeszcze bardziej od nóg boli buzia od ciągłego uśmiechu z radości, że jednak się dało ;), podrzucam garść wspomnień niemal na żywo z jednej triathlonowej imprezy:


Takiej mieszanki chemia nie znała wcześniej. Mieszanka szaleństwa, endorfin, dzikiej radości, satysfakcji i jeszcze wielu rozmaitych uczuć i wrażeń. Proszę państwa, IDCH3 – Iron Dragon Challenge, odsłona 3, numer 112 (emergency call dla siebie samej ). Moja pierwsza i już pożałowałam, że dopiero pierwsza.


Najpierw myślisz, że to za tydzień, że może tak, a może nie, bo forma nie ta. Potem prawie zasypiasz na wieczorne zajęcia, a na nich wpadasz w szampański humor, a jak wiadomo, decyzje wtedy podjęte jak i szampan – uderzają do głowy. Potem zasypiasz na start, bo to jednak nie za tydzień tylko już! Ale walczysz, bo kiedy szefostwo TriWise poleca, namawia, zachęca i trzyma kciuki jeszcze przed startem – nie można nie wziąć w tym udziału.


I nic to, że przed wodą znów ta panika przed otwartymi wodami. Ocean Kryspinowski - oczywiście największy, na dnie smoki, dno głębiej niż Rów Mariański. Rety, rety – ale już za późno, żeby się wycofać! Znikające boje, zygzaki po wodzie.. Ale zaraz będzie rower, nic to, że góral jak się patrzy. Na asfalty są lepsze urządzenia, jak się raz tego posmakuje, to ten asfalt na góralu chrzęści między zębami, ale… złej baletnicy przeszkadza i rąbek spódnicy, więc jadę! I znów ta radość, że można jechać, że słoneczko, że wiatr hula we włosach i ja na tym asfalcie myk, myk mozolnie w górę. Aha, a potem jeszcze bieg... To może przemilczę ;)


Ekipo TriWise #triwiseteam - dziękuję! Dziękuję za mobilizację, motywację i wsparcie! Czasem tak jest, że ktoś w ciebie wierzy bardziej niż ty sam w siebie. To tak było właśnie teraz. Paulina, Piotrek, Kaja – dziękuję! Bez Was ominęłaby mnie tak potężna dawka szczęścia!


W kategorii Zawodnik z Najdłuższymi Włosami chyba wygrałam ;) Nad resztą trzeba popracować :D


Ps. Znalazłam sposób na przedwodny stres. Należy zestresować się czymś jeszcze bardziej – wtedy strach wcześniejszy staje się mniejszy. I tak oto przed wejściem do wody przemknęło mi przez głowę – czy wyłączyłam gaz?…


Ps2. Gdyby ktoś słyszał/miał do sprzedania szosową gazelę w rozmiarze 58 i więcej (bo nogi są długie i reszta gabarytów też nie najmniejsza), niekoniecznie od razu za 20 tys. – proszę o kontakt.


46 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page