Trafiłam na niego przypadkiem tak, jak przypadkiem natrafić można na ślady zbrodni. Jak i o podobnych poszlakach, nie dało się nie myśleć i o dalszej lekturze po przeczytaniu pierwszych stron. Ragnar Jónasson sprytnie wciągnął mnie na świadka opisanych przez siebie zbrodni. Gnana poczuciem sprawiedliwości i, oczywiście, ciekawością, a jakże, dałam się złapać na wszystkie jego haczyki.
Na co dzień można go spotkać w Reykjavíku. Jeśli więc będziecie tam przejazdem lub na dłużej – warto się pofatygować o udział w spotkaniu autorskim z nim. Zaczepienie go na ulicy może być równie interesujące, co… nie na miejscu. Islandczycy cenią swoją i wzajemną prywatność i mało kto rzuca się tu na celebrytów po autografy na gołe klaty. Raz, że bywa rześko i można by zmarznąć, dwa – prywatność ponad wszystko. I lepiej z nim nie zadzierać – Ragnar Jónasson jest nie tylko autorem jakże poczytnych kryminałów, ale także prawnikiem (wykłada prawo na uniwersytecie w Reykjawíku). I tłumaczem (w swoim dorobku ma kilkanaście przekładów Agathy Christie na islandzki).
W jego przypadku milczenie okazało się złotem: debiutanckie „Milczenie lodu” od razu postawiło go wysoko w światowych książkowych rankingach. Sukces tym większy, że nakład książki był niewysoki, a promocja stosunkowo niewielka. Z czasem pojawiły się kolejne tomy, tworząc zgrabną serię „Mroczna wyspa lodu”.
O ile w „milczącej” serii zaszywamy się w pozornie sennym Siglufjörður na północy Islandii z rozpoczynającym policyjną karierę niedoszłym teologiem i filozofem Ari Thórem, o tyle w cyklu o komisarz Huldzie czas spędzamy na kryminalnych zagadkach z 60-letnią policjantką. Jónasson jest tu władcą czasu, bo w każdym kolejnym tomie serii komisarz jest młodsza o 10 lat. Autor jest także sprytnym przewodnikiem po czasie i przestrzeni – wprowadza do opowieści miejsca prawdziwe, chętnie czerpie z historii, dodając do tego intrygującą fikcję. Powstaje z tego tak silnie mnie fascynująca mieszanka geografii z literaturą, a do tego mam słabość już od dawna. Z dziką radością maluję więc literackie mapy i pochłaniam kolejne przestrzenie w książkach i poza nimi. Apetyt rośnie, wiadomo…
A komu będzie mało i kogo będzie gryzł niedosyt po ostatniej lekturze Jónassona, powinien wpaść jesienią do Reykiavíku. Właśnie tu już od 2013 roku odbywa się współinicjowany przez niego (i Yrsę Sigurðadóttir, ale o niej więcej w niedalekiej przyszłości) literacki festiwal Iceland Noir. Jak na gatunek przystało impreza wydarza się w najciemniejszy czas w roku: 15-18 listopada. Nawet sami organizatorzy określają go mianem festiwalu celebrującego ciemność pod wszelkimi jej postaciami. I choć cena biletu może przerażać jak najdoskonalsza zbrodnia – sam festiwal prezentuje się nad wyraz zachęcająco.
Ale nie musicie ani jechać na festiwal, ani nawet lubić czytać. Islandię warto odwiedzić dla niej samej. Przy odrobinie szczęścia i dostatecznie niesprzyjającej pogodzie wyobraźnia pewnie sama podsunie Wam na tyle przerażające scenariusze, których nie powstydziłby się sam Ragnar Jónasson.
Krótka ściąga dla zainteresowanych tematem:
Seria „Mroczna wyspa lodu”:
Milczenie lodu
Milczenie nocy
Zaćmienie
Milczenie czasu
Milczenie śniegu
Seria „Hulda”:
Ciemność
Wyspa
Mgła
Festiwal: Iceland Noir, Reykjavík: www.icelandnoir.weebly.com
Strona autora: www.ragnarjonasson.com
Comments