top of page
  • Zdjęcie autoramandrivnyk

smak pioł(r)unującej apokalipsy | czarnobyl

Zaktualizowano: 16 lis 2019

„Jest coś pociągającego w takich miejscach, miejscach naznaczonych tragedią. Postapokaliptyczna wizja świata ma w sobie coś intrygującego, coś perwersyjnie, można by rzec, wabiącego. Wiem, że nie będzie tam pięknie, wiem, że wycieczka będzie raczej trudna i smutna.”

(Bartek Sabela, „Może morze wróci”)

I taka też była.


Moim kompasem była ciekawość, dawne marzenie i praca. Wszystko połączone z tym rodzajem przestrachu, który towarzyszy, gdy chcemy coś zrobić, choć wiemy, że nie jest to do końca bezpieczne. A potem został w duszy gorzki jak piołun smak rzeczywistości. Bo ukraiński czornobyl to w tradycji ludowej właśnie piołun, który bujnie porastał okolicę. Wszystko tu było gorzkie. Najbardziej chyba świadomość, że tak naprawdę zawinił człowiek.


Czarnobyl. Katastrofa

26 kwietnia 1986 r. w wyniku nieprawidłowo przeprowadzonego testu bezpieczeństwa układu chłodzenia reaktora nastąpiło przegrzanie się, częściowe stopienie rdzenia reaktora i wybuchu wodoru. Obudowa reaktora wraz z budynkiem została rozerwana, a do atmosfery przedostał się radioaktywny pył. Skażeniu uległ teren na pograniczu Ukrainy, Białorusi, Rosji, a radioaktywna chmura rozprzestrzeniła się na całą Europę.


Tragedia, której rozmiar początkowo okrywano milczeniem, później pomniejszano, a która doprowadziła do skażenia blisko 150 tys. km², ewakuacji ok. 350 tys. osób i śmierci ponad stu osób w wyniku choroby popromiennej (choć liczba to mocno kontrowersyjna). Wielki wybuch podważający wiarygodność całego reżimu komunistycznego.


Wokół elektrowni utworzono zamkniętą strefę, Zonę - Strefę Wykluczenia o promieniu ok. 30 km. Ludność wysiedlono, choć nieliczni zdecydowali się na nielegalny powrót i żyją w Strefie do dziś. Są także naukowcy, specjalistyczni przewodnicy i zaplecze osobowe dla sektora turystyczno-usługowego. Czas przebywania w Zonie jest ograniczony do 4 dni lub do 2 tygodni (dotyczy naukowców). Później obowiązkowe 3 dni przerwy (lub miesiąc w przypadku naukowców), czyli przebywanie poza Strefą.


Przed wjazdem

Droga do Zony najczęściej prowadzi przez Kijów. Warto tu się zatrzymać w Muzeum Czarnobylskim (http://chornobylmuseum.kiev.ua/en/mainpage/). Wprawdzie dość niepozorne, a rozpieszczonemu ekspozycjami interaktywnymi turyście może się wydać nawet dość „tradycyjne”. Robi wrażenie zarówno ilość zgromadzonych tu eksponatów, jak i opowieści przewodnika. Zlokalizowane jest na Kijowskim Padole w budynku straży pożarnej już od drzwi działa na wyobraźnię spragnionego wrażeń z Zony turysty.


Kto nie był, nich idzie. Zwiedzać można samemu (przyda się znajomość ukraińskiego lub rosyjskiego) albo z przewodnikiem (warte polecenia, dla nieznających języków wschodnich jest opcja anglojęzyczna). Na ochłonięcie, bo muzeum wrażenie robi, można wybrać się na spacer po Padole. Zresztą, to chyba jedna z bardziej urokliwych części całego Kijowa.


Zona

Oficjalnie: Strefa Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej (ukr. Зона Чорнобильської АЄС). Nie da się tu wejść ot tak, choć specjaliści tematu pewnie by się tu uśmiechnęli ironicznie. Strefa jest ogromna i jest mocno strzeżona.


Zona nadal promieniuje. To nie tak, że po tylu latach zrobiło się tu miło i bezpiecznie. Wprawdzie promieniowanie nie jest już tak silne, jak w 1986 r., niewidzialne niebezpieczeństwo czai się tu jednak niemal wszędzie. Promieniuje też przygnębienie po wizycie w Zonie. Bo gry grami, serial serialem, ale to wszystko wydarzyło się naprawdę, a cała tragedia jest przecież nie tak znów odległą historią.


Do Zony można wjechać w zorganizowany sposób, po uzyskaniu stosownych pozwoleń i pomyślnym przejściu kontroli w punkcie granicznym w Dytiatkach. (Legalne) poruszanie się po tym terenie obowiązuje po wyznaczonych trasach, pod nadzorem lokalnego przewodnika (są też w języku polskim) i obserwacją ludzi ze Strefy. I z jednej strony człowiek dałby nogę w tę opuszczoną przestrzeń, bez pamięci zanurzył się w nieswoje życie po życiu, z drugiej - piszczący coraz głośniej dozymetr hamuje niektóre zapędy wyobraźni i przywraca na właściwą ścieżkę. Ale i tu jest co oglądać i co przeżywać.


Duga

Potocznie nazywana „Okiem Moskwy”. Jej pozostałości znajdują się nieopodal Czarnobyla. Był to radziecki radar pozahoryzontalny, działający w zakresie fal krótkich. Jeden z ważniejszych elementów systemu wczesnego ostrzegania przed atakiem na ZSRR. Obecnie nieużywany, chyba że przez śmiałków podczas karkołomnej i niekoniecznie legalnej wspinaczki na konstrukcję Dugi.


Czarnobyl-2

Położony zaledwie 10 km od Czarnobyla „właściwego”. Jako obiekt ściśle tajny za czasów ZSRR oficjalnie nie pojawiał się na żadnych mapach. Był miasteczkiem garnizonowym, a jego mieszkańcy odpowiadali za obsługę Dugi. Niedostępny dla zwykłych śmiertelników. Teraz chodzą tu wycieczki..


Czarnobyl

To z nim wiąże się nieodłączny widok na Czarnobylską Elektrownię Jądrową, choć położona jest ok. 18 km od miasta. Widok dziś mocno ograniczony, bo w 2019 r. udało się w końcu przykryć nowym sarkofagiem zniszczony reaktor i starą betonową konstrukcję. Inwestycja pochłonęła ponad 2 mld euro, a specjaliści tematu mówią, że ma on zapewnić bezpieczną ochronę przed promieniowaniem na 100 lat. Chciałoby się w to wierzyć, ale w tym miejscu o wierze w jakiekolwiek bezpieczeństwo mówić jednak trudno. Wierzyć za to można w ludzi - a w Czarnobylu przypomina o tym pomnik likwidatorom skutków awarii i „tym, którzy ratowali świat” - poświęcony strażakom, którzy zginęli w wyniku katastrofy.


Prypeć

Miasto-widmo, obok Czarnobyla najczęściej odwiedzane miasto całej Zony. Dziś uznawane za swoisty skansen epoki radzieckiej, choć gdy powstawało, było jednym z najbardziej nowoczesnych miast tej części świata, zamieszkałe przez blisko 50 tys. osób. Powstało dla pracowników Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Ewakuowane w zaledwie kilka godzin w dzień po tragedii w Czarnobylu. (Z czasem przeniesieni zostali ok. 60 km od serca katastrofy, do Sławutycza, miasta zbudowanego w latach 1986-88. To jedno z najmłodszych miast na Ukrainie.)


Średnia wieku mieszkańców Prypeci wynosiła 26 lat. Nad ich bezpieczeństwem zdrowotnym czuwał nowoczesny szpital i kilka przychodni. Kulturę zapewniał Pałac Kultury „Energetyk”, kino „Prometeusz” i szkoła muzyczna. Do celów rekreacyjnych był park i place zabaw, w tym ten z najsłynniejszym i przerażającym dziś kołem młyńskim, które nie doczekało się śmiechu dzieci. Było i zaplecze noclegowe, w tym położony w centrum hotel „Polesie” dla delegacji i odwiedzających czarnobylską elektrownię. Dziś straszy pustką i jest pożywką dla autorów gier komputerowych. Funkcjonowały też kontrowersyjne zakłady „Jupiter” - oficjalnie wytwarzano tu m.in. taśmy szpulowe do magnetofonów „Jupiter”, nieoficjalnie zaś podobno elementy elektroniczne dla przemysłu obronnego ZSRR. Miasto było dobrze skomunikowane – istniała linia kolejowa ze stacją w Janowie, autobusy miejskie. Działały telefony.


Dziś widok Prypeci jest przygnębiający. Wszędzie wyzierają puste oczodoły budynków, czuć przerwane w pół kroku życie. Spacer przez miasto to w wielu miejscach przedzieranie się przez krzaki, przerywane widokami ruin zabudowań. Opuszczone budynki dawno stały się pożywką dla spragnionych wrażeń turystów, pasjonatów Zony, czy w końcu (albo i przede wszystkim) dla wszelkiej maści szabrowników i złomiarzy. Można tu znaleźć sporo rzeczy porzuconych przez mieszkańców. Po ostatecznym zamknięciu elektrowni w 2000 r. skala szabrownictwa wzrosła, co pewnie jest efektem przyzwolenia władz na wywóz określonych metalowych elementów ze Strefy. Proceder ten istniał i wcześniej, ale był nielegalny i podlegał surowym karom.

Nowa geografia

W takich miejscach nabiera się dystansu – do upływu czasu, do rzeczywistości w ogóle. Dziś jesteś w świecie dostępnym tylko dla wybranych, może sam jesteś tym wybranym, a jutro może zdarzyć się wszystko i nie wiadomo wojska której armii przemaszerują przez twój dom.


Taka to współczesna geografia odkryć: dziś białymi plamami nie są nowe lądy, dziś są nimi raczej miejsca niegdyś niedostępne dla wszystkich, a naznaczone specyficznym biegiem zdarzeń. Vide Czarnobyl, Sewastopol (z jego „nową” historią – już po rosyjskiej aneksji Krymu w 2014 r.), pałac Janukowycza pod Kijowem - by trzymać się tylko ukraińskiego podwórka.


Przedziwne tylko efekty takiej „turystyki” - w najlepszym przypadku podobne miejsca stają się miejscem eksploatacji turystyczno-ciekawskiej. Częściej jednak ta wcześniejsza niedostępność obiektów, miejsc budzi w niektórych niszczycielską agresję – a to z zemsty i upustu nerwów (jak w przypadku pałacu Janukowycza), z chęci własnego wymierzania sprawiedliwości, czy wreszcie z „ciekawości” - bo każdy chciał mieć kawałek czegoś z Czarnobyla. Albo zwykła dewastacja – wiele przedmiotów, obiektów, mimo koszmarnego napromieniowania, trafiło stąd na złom. Reszty dopełnia czas.


Jest plan na wykorzystanie obecnego zainteresowania Strefą w celach naukowo-poznawczych. Czy się powiedzie, pokaże czas. Na pewno ci, którzy nad wyjazdem do Zony się wahają, powinni jechać tam jak najszybciej, bo według znawców tematu, Strefa z roku na rok mocno się zmienia. A zobaczyć jednak warto.


Warto też poczytać:


Kate Brown, Czarnobyl. Instrukcje przetrwania, Czarne 2019

Igor Kostin, Czarnobyl. Spowiedź reportera, Albatros 2019

Serhii Plokhy, Czarnobyl. Historia nuklearnej katastrofy, Znak 2019

Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, Czarne 2018

Tomasz Ilnicki, Azyl. Zapiski stalkera, Sorus 2017

Francesco Cataluccio, Czarnobyl, Czarne 2013

Merle Hiblik, Czarnobyl Baby. Reportaże z pogranicza Ukrainy i Białorusi, carta blanca 2011

Wojciech Wiktorowski, Upiory Czarnobyla, Marginesy 2011


I zobaczyć serial „Czarnobyl” na HBO, który cieszył się dużą popularnością, a który, przyznać trzeba, dość wiernie przedstawia historię katastrofy. Zainteresowanych oceną realizmu i rzeczywistości kinowej odsyłam do artykułu z „ Nowej Europy Wschodniej” (17.06.2019):



37 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page